Niejednokrotnie słyszmy, że aby mieć spokój serca i być szczęśliwym warto przebaczyć. Przebaczyć innym. Nie nosić w sobie żalu, urazy, nie podtrzymywać złości. Ale sztuka przebaczania obejmuje także wybaczenie samemu sobie, a to okazuje się być zwykle dużo trudniejsze.

W naszym życiu zdarzają się różne sytuacje. Nierzadko nas zaskakują, przerastają, czasami po prostu brakuje nam wiedzy i doświadczenia albo pod wpływem chwilowych emocji podjęliśmy decyzję, której z perspektywy czasu żałujemy. Łatwo wówczas o poczucie winy i samooskarżanie. Jak mogłem tak zrobić? Dlaczego tego nie przewidziałam? Gdzie się podział mój rozum? Cóż… Widać w owym momencie coś wymknęło się nam spoza kontroli. Nie byliśmy wystarczająco uważni, empatyczni, rozważni. Pojawiły się emocje i wypaczyły ogląd sytuacji. Albo pojawiło się zmęczenie, osłabienie, brak wiedzy, brak doświadczenia, obojętność. Z czasem tracimy z oczu te okoliczności, a pozostaje w nas jedynie poczucie winy, wstydu, poczucie, że zawiedliśmy innych i samego siebie. Pojawia się samokaranie. Ale przecież błędy się zdarzają, bo jesteśmy ludzcy, jesteśmy grzeszni.

WYBACZENIE TO PROCES

Zaczyna się od poczucia winy i wyrzutów sumienia. To dobry znak. To sygnał, że czas sobie przebaczyć. To też sygnał, że warto przeprosić i poprosić o wybaczenie i zrozumienie. Kolejnym krokiem jest zmiana perspektywy. Dojrzewamy, zmieniamy się, mamy inną świadomość. Wiemy, że teraz zachowalibyśmy się inaczej. Teraz może szybciej rozpoznalibyśmy sytuację i konsekwencje. To też moment do tego, by zrozumieć, że błędy są naturalną koleją losu. Ale to też moment, w którym zaczynamy akceptować fakt swojej niedoskonałości. A to z kolei jest warunkiem koniecznym, by okazywać wyrozumiałość innym. Szacunek i akceptacja siebie są niezbędne, by szanować i akceptować innych. Wybaczyć sobie nie oznacza umniejszyć czy unieważnić sytuację. Udawać, że nic się nie stało. Wybaczenie to decyzja, że pamiętam zło, ale jestem gotowy otworzyć się na dobro. To gotowość, by wyciągnąć wnioski i wybierać inaczej. Wybaczyć sobie nie oznacza zapomnieć, ale oznacza pamiętać inaczej. Zdrowiej. Kiedy jesteśmy młodsi, kiedy dorastamy, pomyłki spełniają bardzo ważne zadanie – uczą. Sprawiają, że w późniejszych latach działamy prawidłowo albo popełniamy mniej błędów. Ale – co ważne – ten mechanizm nie jest zarezerwowany jedynie dla młodości. W ten sposób działamy całe życie. Ważnym, by ostatecznie umieć dokonywać wyboru dobra.

Kiedy sobie wybaczamy nie oznacza to, że uwalniamy siebie od odpowiedzialności za to, co się wydarzyło i za ewentualne konsekwencje uczynku. Wręcz przeciwnie – można odnieść wrażenie, że wybaczanie sobie uwypukla sytuację. Jednocześnie kiedy podejmujemy próbę wybaczenia sobie, to dajemy sobie również przestrzeń na poznanie siebie, na akceptację siebie, na przyjęcie odpowiedzialności i wreszcie podjęcie zmiany. I odwrotnie – pozostawanie na niezadowoleniu ze swojego zachowania i ciągłe potępianie siebie może prowadzić do zamknięcia się na uzdrowienie i wewnętrzny spokój. Zamiast gotowości do zmiany i wyciągania wniosków zostaje samokaranie, a w konsekwencji litowanie się nad sobą. Pozostaje przekonanie, że nie jestem nic wart, że nie zasługuję na szczęście, na zaufanie, na miłość. Co wówczas robimy? Przyjmujemy – na wszelki wypadek – pancerz obojętności, postawę bierności i zobojętnienia emocjonalnego. I koło się zamyka. Brak przebaczenia ostatecznie prowadzi do zgorzknienia, do braku poczucia szczęścia i  do niepokoju w sercu. 

HARMONIA W RELACJI

Gotowość zaakceptowania tego, że nie jesteśmy doskonali i że popełniamy błędy jest pierwszym krokiem do tego, by podobną postawę przyjąć względem innych. Jest to swego rodzaju fundament, by budować relację w oparciu o wzajemny szacunek, o wyrozumiałość, o harmonię. Czasami jednak pojawia się pewien paradoks i niespójność. Myśląc o najbliższych, o tych, których kochamy jesteśmy wręcz przekonani, że wybaczymy im ich potknięcia. Że bez względu na to, co zrobią to – kierując się miłością – będziemy gotowi wybaczyć. Że będziemy w stanie zrozumieć błąd, dać kolejną szansę, będziemy gotowi dalej budować relację. Ale jednocześnie – kiedy my popełnimy błąd – to zaczyna się w nas myślenie, że na pewno druga osoba nam tego nie wybaczy, nie zrozumie, nie będzie w stanie dalej ufać. To właśnie ten paradoks. Że z jednej strony patrzymy na siebie bardziej surowo, że sobie dajemy mniejsze prawo do popełniania błędów i do wybaczenia. A z drugiej – patrzymy na siebie jak na osobę zdolną do wspaniałomyślności i wyrozumiałości i jednocześnie nie jesteśmy skłonni uznać, że druga strona może kierować się taką samą bezinteresowną i dojrzałą miłością. Skoro więc my – kochając – będziemy gotowi wybaczyć najbliższym, to spróbujmy spojrzeć, że ich miłość jest równie świadoma, dojrzała i gotowa do wybaczania. 

Dorosłość to nie tylko wiedza i świadomość swoich błędów. To również odpowiedzialność i szacunek do siebie. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *