Miłość to najważniejsze „wydarzenie” w życiu człowieka pomiędzy narodzinami i śmiercią. Do niej zostaliśmy powołani i ostatecznie, bez względu na wszystko – jak pisał św. Jan od Krzyża – „przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości”. W tym kontekście mowa jest oczywiście o miłości bliźniego, o wypełnieniu przykazania miłości. Tymczasem w niniejszym artykule mówić będziemy o miłości małżeńskiej. Tej, która sprawia, że dwoje ludzi decyduje się zawrzeć związek małżeński i wytrwać w nim przez resztę życia. 

Gdyby usunąć miłość np. z teksów czy książek, to zniknęłaby zdecydowana większość literatury, poezji, piosenek… Czym więc ona jest? Czy da się ująć w jakieś ramy? Dlaczego ulega zmianom, choć pewnie pragnęlibyśmy, aby była niezmienna, bo wówczas wydaje się być prawdziwa?

Trudno zdefiniować samą miłość. Czasami słyszymy, że miłość jest silnym uczuciem łączącym dwoje ludzi, a czasami, że jest decyzją. Decyzją o tym, że chcę i będę czynić dobro dla drugiej osoby. I pewnie w obydwu tych opiniach tak naprawdę kryje się to, co chcielibyśmy wiedzieć i myśleć o miłości. Jedno jest pewne – wstępując w związek małżeński mamy pragnienie wytrwać w nim do końca. Wypełnić ślubowanie składane drugiej osobie przed ołtarzem. 

Dlaczego zatem pojawiają się rozwody? Dlaczego czasami patrzymy wstecz i ze smutkiem stwierdzamy: „to nie mogła być prawdziwa miłość, skoro tak niewiele z niej zostało…”. Albo inaczej – dopiero po wielu latach z radością stwierdzamy: „teraz naprawdę ją kocham…”. Wszystko wynika z tego, że związki między ludźmi oparte na miłości ulegają w trakcie swego trwania przemianom. Od romantycznych początków i zakochania po związek przyjacielski, a czasami niestety nawet związek pusty i jego rozpad. 

TRZY SKŁADNIKI MIŁOŚCI

W 1986 roku amerykański psycholog Robert Sternberg rozróżnił trzy składniki miłości: intymność, namiętność i zaangażowanie w utrzymanie relacji. Wszystkie z nich z różną siłą i natężeniem oddziałują pomiędzy ludźmi sprawiając, że rozwój związku miłosnego jest dynamiczny i ulega zmianom. Intymność jest rozumiana jako bliskość pomiędzy dwojgiem ludzi. Niemniej nie bliskość fizyczna, erotyczna, ale wzajemne zrozumienie, chęć dzielenia się przeżyciami i dobrami (również tymi materialnymi), dawanie i otrzymywania wsparcia, przekonanie, że możemy na siebie wzajemnie liczyć. To chęć wspólnego przeżywania chwil radości i smutku. Intymność rośnie powoli (musimy przecież się poznać i sobie zaufać) i równie wolno opada.

Namiętność to silne emocje – te pozytywne i negatywne. To potrzeba bycia z drugą osobą, fizycznego wręcz złączenia się, nieustanne myślenie o drugiej osobie, silne przeżywanie sytuacji z nią związanych. I jak nietrudno się domyślić – namiętność pojawia się nagle, wręcz wybucha, ale dość szybko również maleje. Przecież po pewnym czasie dotyk dłoni nie wywołuje już dreszczy i w środku nocy nie powtarzamy w myślach usłyszanych miłych słów.

Wreszcie zaangażowanie w utrzymanie relacji. To swego rodzaju decyzja ukierunkowana w przekształcenie relacji opartej na silnym uczuciu w związek trwały. Chęć utrzymania tego związku pomimo przeszkód i trudności, które na pewno pojawiać się będą. Jest to najbardziej stabilny czynnik miłości, gdyż wymaga od nas najwiecej świadomego wysiłku i dbałości o relację. Wymaga kompromisu, słuchania, pracy nad sobą, pokory.

Te trzy składniki miłości, jak wspomniałam wyżej, pojawiają się z różną siłą w różnych momentach związku sprawiając, że możemy mowić o różnych jego fazach. Dynamikę tychże przedstawia rycina poniżej. 

Analizując powyższe widzimy, że na etapie zakochania pojawia się tylko namiętność. Z czasem dołącza intymność (poznajemy drugą osobę, zaczynamy jej ufać, chętnie opowiadamy jej o sobie) i wówczas mówimy o romantycznych początkach. Przypuszczalnie większość związków, które nawiązujemy w młodości, nie wykracza poza te dwie fazy. I – co ważne – jeśli tylko na tych dwóch składnikach oprzemy nasz związek małżeński, jest duże prawdopodobieństwo, że po pewnym czasie będziemy rozczarowani, iż z miłości nic nie zostało. Dopiero pojawienie się zaangażowania, czyli świadomej decyzji o tym, że chcę trwać w tej relacji bez względu na wszystko, zaczyna się związek kompletny. I według badań psychologów tak naprawdę dopiero miłość kompletna daje pełnię szczęścia i zadowolenia. Jak widzimy na wykresie, nieuchronny jest spadek namiętności – z upływem czasu ona maleje, ale nie oznacza, że zanika całkiem. Niemniej jej mniejsze natężenie sprawia, że związek małżeński przyjmuje fazę przyjacielską.

Czy można w jakiś sposób wpływać na te czynniki i fazy? Częściowo tak. Zaangażowanie jest decyzją, świadomym wyborem i wypełnieniem złożonej obietnicy. Jest – można powiedzieć – poddane rozumowi. Tymczasem o czynnik intymności należy nieustannie dbać i go wzmacniać. Ażeby nie doszło do fazy związku pustego (gdzie „trzyma” nas już tylko dane słowo), potrzebujemy nadal po prostu „się lubić”. Lubić spędzać ze sobą czas, chętnie się słuchać, chętnie dzielić się swoimi sprawami i przeżyciami czyli dbać właśnie o naszą intymność. A to już wymaga od nas pracy i aktywnej postawy.

RELACJA MIŁOŚCI / RELACJA MAŁŻEŃSKA

O innej dynamice związku wspomina amerykański pedagog i mówca motywacyjny – John Bradshaw. Mówi on o tym, że miłość jest relacją, dlatego też choćby Bóg jest w Trzech Osobach, ażeby mogła zachodzić pomiędzy Nimi relacja miłości. Mówiąc zaś o relacji miłości pomiędzy dwojgiem ludzi, autor wyróżnia swego rodzaju proces rozwoju podzielony na cztery fazy. 

Pierwszą z nich jest zależność. Tutaj dominuje uczucie zakochania, potrzeba bliskości i oddawania się drugiej stronie. Jest to stan bardzo potrzebny – dzięki niemu otwieramy się na drugą osobę, dajemy sobie wzajemnie szansę. Ale jak każde uczucie jest to stan chwilowy, zmienny, a więc po pewnym czasie odchodzi. Wówczas pojawia się etap uniezależniania się, zwany inaczej walka o władzę. Zaczynamy poniekąd odzyskiwać swoją suwerenność. Już nie jesteśmy skłonni tak łatwo „przymykać oko” na wady małżonka – tzw. różowe okulary spadają i zaczynamy dostrzegać go realnie, z jego wadami i trudnościami. Mówimy wówczas o pierwszym kryzysie małżeńskim, o kryzysie rozczarowania. Mogą pojawiać się pierwsze myśli o rozstaniu i źle ulokowanych uczuciach. Wówczas to, co możemy zrobić, to z pokorą podejść do siebie i do drugiej osoby. Bo to, co kluczowe – w małżeństwie nie damy rady zmienić małżonka. Jedyne co możemy, to zmieniać siebie, zmieniać się DLA drugiej osoby. Tylko na to mamy wpływ.

Kolejnym etapem jest faza niezależności czyli samostanowienie. W niej powracamy do swoich hobby, do swoich przyjaciół, dbamy o rozwój siebie, a dzięki temu wciąż mamy czym obdarowywać małżonka. O ile faza walki o władzę to swego rodzaju rozczarowanie i napięcie, o tyle etap niezależności to wewnętrzny spokój i radość, że mam obok siebie osobę, która mnie wspiera w moich planach i działaniach, która cieszy się z moich sukcesów i której chętnie o tym opowiadam. To wszystko umacnia związek, jednoczy go. Wreszcie ostatnim etapem, najbardziej doskonałym – Bradshaw mówi wręcz o etapie świętego małżeństwa – to współzależność. To wspólna radość życia, to jedność małżeńska, to wyjątkowa specyfika stworzonej przez małżonków rodziny, to dzielenie się życiem i wzajemna wdzięczność. 

Co ważne, powyższy schemat działa nie tylko linearnie, ale również cyrkularnie. Przykładowo – pojawianie się dziecka może na nowo zawrócić nas do fazy zakochania, do nieogarnionego szczęścia i patrzenia przez różowe okulary. I ponownie – przyjdzie po niej faza walki o władzę, gdy pojawią się trudności, odmienne oczekiwania rodzicielskie, bezradność, kryzys. I ponowie czeka nas praca – nad sobą, nad związkiem, nad dbałością o niego. Bo budowanie relacji małżeńskiej to nieustanna praca. 

MIŁOŚĆ NA CAŁE ŻYCIE

Czy da się ją zaplanować? Czy wiedząc, że ulega zmianom, że jest dynamiczna, że ma swoje ciemniejsze i trudniejsze fazy można temu przeciwdziałać? Częściowo można, aby jednak to zrobić należy zmienić perspektywę. Ograniczyć ją do pojedynczego dnia. Nie da się zaplanować miłości na całe życie – jedyne co mogę, to zadbać o to, by kochać każdego dnia. To dzisiaj chcę być miłością dla mojego męża, dla mojej żony. Zaś wieczorem mogę zapytać: „czy dzisiaj zauważyłeś i czułeś, że Cię kocham?”

Agnieszka Antonowicz,

psycholog

Źródło: 

Bogdan Wojciszke, Psychologia miłości. GWP, Gdańsk 2009.

John Bradshaw, Twórcza moc miłości. Wyd. Medium, Warszawa 1996. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *